Viserys
wpatrywał się w tarczę zegara. Do końca lekcji, a tym samym początku długiej
przerwy, zostało jeszcze dwadzieścia minut. Wiedział, że będzie to najdłuższe
dwadzieścia minut w jego życiu. Dłuższe nawet od tych, które spędził zamknięty
przez Jaimego Lannistera w sławojce na wycieczce szkolnej. Dłuższe od godzin
oczekiwania pod sklepem na premierę Skyrim.
Zaczął nerwowo tupać nogą. Ta męka nigdy się nie skończy. Od tego jednego zależy wszystko. Jeszcze dziewiętnaście minut i czterdzieści sekund. Dziewiętnaście minut i trzydzieści osiem sekund. Ach, ileż to można zrobić przez tyle czasu! Viserys byłby niezmiernie wdzięczny Opatrzności za jakąkolwiek formę aktywności fizycznej bądź umysłowej. Zająłby się czymś, i te dziewiętnaście minut i trzydzieści trzy sekundy upłynęłyby trochę szybciej. Bierne czekanie jest najgorsze. Zwłaszcza, kiedy czeka się na informację, która być może odmieni całą dotychczasową egzystencję.
- Widzę, że Viserys Targaryen jest zafascynowany tematem dzisiejszej lekcji – rozległ się tubalny głos profesora Jeora Mormonta. – Myślę, że będziesz zachwycony perspektywą omówienia go. Słucham- przywilej warcki, rok, postanowienia, kto nadał komu, szczegółowe tło historyczne, przyczyny, skutki, i co Habsburgowie mieli z tym wspólnego. Bardzo proszę.
Viserys był pewien, że już nigdy o nic nie poprosi bez czterokrotnego przemyślenia konsekwencji tego czynu. Wstał, bardzo powoli, niemal jak w filmie, gdy scena jest w zwolnionym tempie. Potem, równie powoli, zaczerpnął powietrza i utkwiwszy wzrok w wiszącym na ścianie portrecie Maegora Okrutnego, spróbował przypomnieć sobie wszystko, co wie o podanym zagadnieniu. Niestety, jego myśli uciekały i za nic nie mógł domyślić się, czym ten przywilej był, kto go nadał i kiedy. A Habsburgowie już całkiem mieszali mu w głowie i nie mógł znaleźć żadnych skojarzeń.
-Więc…
-Nie zaczyna się zdania od „więc” –zagrzmiał profesor, znany w całej szkole gramatyczny nazista.
-Przywilej warcki miał ogromny wpływ na wydarzenia w kraju – zdanie klucz, trzeba mówić ogólnikami, może uratuje się od jedynki. – Zwiększył znaczenie szlachty. Nie podobało się to królowi, ale co miał robić, skoro był zmuszony do jego wydania przez sejm.
Viserys poczuł natchnienie. Może i nic nie wiedział, ale na pewno Mormont, który najwyraźniej stracił już zainteresowanie tym, co mówi, nie zauważy. Byle mówić pewnie i ciągle, a jakoś z tego wybrnie.
- …zakończyło się to szarżą Habsburgów na smokach, do tego wydarzenia nawiązuje Słowacki w „Pieśni Konfederatów” – zakończył swój wywód kilkanaście minut później. Mormont spojrzał na niego, jak zwykle surowo. Viserys nerwowo przełknął ślinę i zacisnął dłonie na brzegu ławki.
- Wszystko to poezja, ale niestety nieprawda - po dość długiej pauzie odezwał się Mormont. – Z przykrością oznajmiam, że wygaduje pan farmazony, panie Targaryen, i dlatego otrzyma pan ocenę niedostateczną. Smutne to, owszem, i z pewnością mało dla pana sympatyczne. Jednak jestem nauczycielem, a także od niedawna wychowawcą, pochlebiam sobie, że całkiem niezłym. Muszę więc pana nauczyć nie tylko historii, ale też tego, że ponosi się konsekwencje swojego nieuctwa i lenistwa.
Viserys nic nie mówił. Znowu w życiu mu nie wyszło. Może kiedyś przyzwyczai się, że jego egzystencja jest pasmem porażek i niczym więcej.
Wtem rozbrzmiał dźwięk tak bardzo oczekiwany przez młodego smoka - dzwonek. To teraz.
W tempie więcej niż pospiesznym zebrał swoje rzeczy i wybiegł na korytarz, wyprzedzając nawet tych kolegów z klasy, którzy zawsze do drzwi docierali pierwsi.
„Ha, marny plebs!” pomyślał „Nikt nie wyprzedzi smoka, gdy gna on, by poznać swoje przeznaczenie!”
Może i nikt nie wyprzedzi, ale z pewnością znajdą się ludzie, którzy staną mu na drodze. Na schodach spotkał już zwyczajowy tłum. Poczuł wściekłość i bezsilność, musiał grzecznie iść kroczek po kroczku, bo oczywiście nawet przepchnąć się nie dało. W żółwim tempie pokonał dwa piętra dzielące go od parteru, gdzie znajdowała się główna tablica ogłoszeń.
Nagle poczuł nieodpartą chęć, by odwrócić się i odejść. Może jednak nie powinien tego widzieć. Jeśli się okaże, że go nie wybrali… nie przeżyje tego. Na pewno. Westchnął ciężko i już poczynił krok do tyłu, kiedy usłyszał:
- Patrzcie, to on! Targaryen!
- Viserys Targaryen?
- Viserys? Gdzie?
- Viserys!
Czy słych go myli? Czy właśnie ktoś go zauważył?
- Viserys Targaryen tu jest?
- Dawajcie go tu szybko!
- Viserys!
- Viserys!
Obiekt ogólnego zainteresowania, nieco zdezorientowany, rozglądał się na boki. O co chodzi? Dlaczego oni wszyscy schodzą mu z drogi i popychają do tej tablicy?
Spojrzał na fioletową kartkę przymocowaną pinezkami w kształcie gwiazdek. Przez chwilę wpatrywał się w nią tępo, nie całkiem jeszcze przyswajając informację.
Wreszcie zrozumiał.
Rumieńce wystąpiły mu na policzki, oczy roziskrzyły się, a nawet lekko zaszkliły od ledwo powstrzymywanych łez szczęścia. Dostał główną rolę! Nie, żeby na nią nie zasługiwał, ale zupełnie się tego nie spodziewał. To niemal jak spełniona modlitwa, znak, że wstąpił na właściwą ścieżkę i Siedmiu sprzyja mu na drodze ku nowemu życiu. Nie wszystko jeszcze stracone. Dopiero teraz pokaże tym plebejuszom ile jest wart.
Coś jednak w tej kartce mu się nie podobało. Coś, na co w pierwszej chwili wielkiego uniesienia nie zwrócił uwagi. Spojrzał jeszcze raz.
I zdjęła go groza.
Oto pod jego nazwiskiem, czarno na fioletowym, widniało nazwisko adoptusa. Loki Laufeyson. Druga głowna rola. Dlaczego choć raz nie mógłby być w pełni szczęśliwy?
Poczuł, że ktoś go klepie po ramieniu. Odwrócił się.
- No nie. Adoptus.
- Gratuluję- uśmiechnął się. Gdyby chociaż uśmiechał się brzydko, Viserysowi byłoby o wiele łatwiej skrzywić się z obrzydzeniem. Dlatego skrzywił się jedynie lekko, ledwo zauważalnie, i raczej niewiele było w tym obrzydzenia.
- Dziękuję. Ja tobie też gratuluję – powiedział, starając się nie okazać ogromu nienawiści, która płonęła w jego sercu. – Najwyraźniej będziemy sobie partnerować w musicalu.
- Na to wygląda. Powinniśmy omówić nasze role i wzajemne relacje postaci, to bardzo ważne. Może byśmy poszli gdzieś, usiedli nad tym, poznali się lepiej…
- Może nie – odparł z godnością Viserys, odwrócił sie na pięcie i odszedł.
Zaczął nerwowo tupać nogą. Ta męka nigdy się nie skończy. Od tego jednego zależy wszystko. Jeszcze dziewiętnaście minut i czterdzieści sekund. Dziewiętnaście minut i trzydzieści osiem sekund. Ach, ileż to można zrobić przez tyle czasu! Viserys byłby niezmiernie wdzięczny Opatrzności za jakąkolwiek formę aktywności fizycznej bądź umysłowej. Zająłby się czymś, i te dziewiętnaście minut i trzydzieści trzy sekundy upłynęłyby trochę szybciej. Bierne czekanie jest najgorsze. Zwłaszcza, kiedy czeka się na informację, która być może odmieni całą dotychczasową egzystencję.
- Widzę, że Viserys Targaryen jest zafascynowany tematem dzisiejszej lekcji – rozległ się tubalny głos profesora Jeora Mormonta. – Myślę, że będziesz zachwycony perspektywą omówienia go. Słucham- przywilej warcki, rok, postanowienia, kto nadał komu, szczegółowe tło historyczne, przyczyny, skutki, i co Habsburgowie mieli z tym wspólnego. Bardzo proszę.
Viserys był pewien, że już nigdy o nic nie poprosi bez czterokrotnego przemyślenia konsekwencji tego czynu. Wstał, bardzo powoli, niemal jak w filmie, gdy scena jest w zwolnionym tempie. Potem, równie powoli, zaczerpnął powietrza i utkwiwszy wzrok w wiszącym na ścianie portrecie Maegora Okrutnego, spróbował przypomnieć sobie wszystko, co wie o podanym zagadnieniu. Niestety, jego myśli uciekały i za nic nie mógł domyślić się, czym ten przywilej był, kto go nadał i kiedy. A Habsburgowie już całkiem mieszali mu w głowie i nie mógł znaleźć żadnych skojarzeń.
-Więc…
-Nie zaczyna się zdania od „więc” –zagrzmiał profesor, znany w całej szkole gramatyczny nazista.
-Przywilej warcki miał ogromny wpływ na wydarzenia w kraju – zdanie klucz, trzeba mówić ogólnikami, może uratuje się od jedynki. – Zwiększył znaczenie szlachty. Nie podobało się to królowi, ale co miał robić, skoro był zmuszony do jego wydania przez sejm.
Viserys poczuł natchnienie. Może i nic nie wiedział, ale na pewno Mormont, który najwyraźniej stracił już zainteresowanie tym, co mówi, nie zauważy. Byle mówić pewnie i ciągle, a jakoś z tego wybrnie.
- …zakończyło się to szarżą Habsburgów na smokach, do tego wydarzenia nawiązuje Słowacki w „Pieśni Konfederatów” – zakończył swój wywód kilkanaście minut później. Mormont spojrzał na niego, jak zwykle surowo. Viserys nerwowo przełknął ślinę i zacisnął dłonie na brzegu ławki.
- Wszystko to poezja, ale niestety nieprawda - po dość długiej pauzie odezwał się Mormont. – Z przykrością oznajmiam, że wygaduje pan farmazony, panie Targaryen, i dlatego otrzyma pan ocenę niedostateczną. Smutne to, owszem, i z pewnością mało dla pana sympatyczne. Jednak jestem nauczycielem, a także od niedawna wychowawcą, pochlebiam sobie, że całkiem niezłym. Muszę więc pana nauczyć nie tylko historii, ale też tego, że ponosi się konsekwencje swojego nieuctwa i lenistwa.
Viserys nic nie mówił. Znowu w życiu mu nie wyszło. Może kiedyś przyzwyczai się, że jego egzystencja jest pasmem porażek i niczym więcej.
Wtem rozbrzmiał dźwięk tak bardzo oczekiwany przez młodego smoka - dzwonek. To teraz.
W tempie więcej niż pospiesznym zebrał swoje rzeczy i wybiegł na korytarz, wyprzedzając nawet tych kolegów z klasy, którzy zawsze do drzwi docierali pierwsi.
„Ha, marny plebs!” pomyślał „Nikt nie wyprzedzi smoka, gdy gna on, by poznać swoje przeznaczenie!”
Może i nikt nie wyprzedzi, ale z pewnością znajdą się ludzie, którzy staną mu na drodze. Na schodach spotkał już zwyczajowy tłum. Poczuł wściekłość i bezsilność, musiał grzecznie iść kroczek po kroczku, bo oczywiście nawet przepchnąć się nie dało. W żółwim tempie pokonał dwa piętra dzielące go od parteru, gdzie znajdowała się główna tablica ogłoszeń.
Nagle poczuł nieodpartą chęć, by odwrócić się i odejść. Może jednak nie powinien tego widzieć. Jeśli się okaże, że go nie wybrali… nie przeżyje tego. Na pewno. Westchnął ciężko i już poczynił krok do tyłu, kiedy usłyszał:
- Patrzcie, to on! Targaryen!
- Viserys Targaryen?
- Viserys? Gdzie?
- Viserys!
Czy słych go myli? Czy właśnie ktoś go zauważył?
- Viserys Targaryen tu jest?
- Dawajcie go tu szybko!
- Viserys!
- Viserys!
Obiekt ogólnego zainteresowania, nieco zdezorientowany, rozglądał się na boki. O co chodzi? Dlaczego oni wszyscy schodzą mu z drogi i popychają do tej tablicy?
Spojrzał na fioletową kartkę przymocowaną pinezkami w kształcie gwiazdek. Przez chwilę wpatrywał się w nią tępo, nie całkiem jeszcze przyswajając informację.
Wreszcie zrozumiał.
Rumieńce wystąpiły mu na policzki, oczy roziskrzyły się, a nawet lekko zaszkliły od ledwo powstrzymywanych łez szczęścia. Dostał główną rolę! Nie, żeby na nią nie zasługiwał, ale zupełnie się tego nie spodziewał. To niemal jak spełniona modlitwa, znak, że wstąpił na właściwą ścieżkę i Siedmiu sprzyja mu na drodze ku nowemu życiu. Nie wszystko jeszcze stracone. Dopiero teraz pokaże tym plebejuszom ile jest wart.
Coś jednak w tej kartce mu się nie podobało. Coś, na co w pierwszej chwili wielkiego uniesienia nie zwrócił uwagi. Spojrzał jeszcze raz.
I zdjęła go groza.
Oto pod jego nazwiskiem, czarno na fioletowym, widniało nazwisko adoptusa. Loki Laufeyson. Druga głowna rola. Dlaczego choć raz nie mógłby być w pełni szczęśliwy?
Poczuł, że ktoś go klepie po ramieniu. Odwrócił się.
- No nie. Adoptus.
- Gratuluję- uśmiechnął się. Gdyby chociaż uśmiechał się brzydko, Viserysowi byłoby o wiele łatwiej skrzywić się z obrzydzeniem. Dlatego skrzywił się jedynie lekko, ledwo zauważalnie, i raczej niewiele było w tym obrzydzenia.
- Dziękuję. Ja tobie też gratuluję – powiedział, starając się nie okazać ogromu nienawiści, która płonęła w jego sercu. – Najwyraźniej będziemy sobie partnerować w musicalu.
- Na to wygląda. Powinniśmy omówić nasze role i wzajemne relacje postaci, to bardzo ważne. Może byśmy poszli gdzieś, usiedli nad tym, poznali się lepiej…
- Może nie – odparł z godnością Viserys, odwrócił sie na pięcie i odszedł.
Kurczę, ten Viserys mimo wszystko daje się lubić zdecydowanie bardziej niż Martinowy... Przecudne opko! <3
OdpowiedzUsuńZnaczy tego... Wgniata we fotel i nie mogę się doczekać ciągu dalszego, a Skyrim i "Pieśń Konfederatów" to już w ogóle loff ::) <3 Wiesz, że niektórzy myślą, że to naprawdę autentyczna pieśń konfederatów barskich? :D
OdpowiedzUsuń"Dłuższe od godzin oczekiwania pod sklepem na premierę Skyrim.", plebs, i "znowu w życiu mu nie wyszło" xD Czekam na duet chłopaków.
OdpowiedzUsuńPLEBS ze mnie, bo nie pamiętam już mojego pierwszego wrażenia co do rozdziału i nie jestem w stanie go tutaj streścić. :c zi
OdpowiedzUsuń