Viserys
Targaryen przeżywał właśnie chwile zadumy.
-Boję się, że jednak mnie nie wezmą do tego musicalu –poskarżył się kubkowi herbaty, ale on mu nie odpowiedział.
Do kuchni weszła Daenerys. Na widok swojego brata lekko się skrzywiła, ale nie odezwała się. Wyglądało na to, że nie był w nastroju na pogawędki, a z doświadczenia wiedziała, że lepiej go nie denerwować. Szybko wzięła z lodówki jogurt dietetyczny i chwyciwszy łyżeczkę, spróbowała niepostrzeżenie wymknąć się z kuchni. Niestety, plan zawiódł.
-Dany!
Dziewczyna westchnęła i niezadowolona odwróciła się.
-Tak?
-Jestem taki biedny i nieszczęśliwy. Usiądź, porozmawiamy trochę.
Daenerys przebiegł dreszcz po plecach. Rozmawiać? Z nim?
-Dobrze –powiedziała i pełna najgorszych obaw usiadła przy stole. Chciała zacząć jeść jogurt, ale nie była pewna, czy to nie zdenerwuje Viserysa.
-Widzisz, siostrzyczko, jestem chyba najnieszczęśliwszą osobą w naszej szkole. Jeśli nie w całym mieście. Albo i kraju.
„Tak, to już słyszałam” pomyślała Dany, ale nie powiedziała tego na głos, jedynie pokiwała głową ze zrozumieniem. Jakkolwiek jej brat był irytujący i żałosny, wiedziała, że denerwowanie go nie jest dobrym pomysłem.
-Nikt mnie nie lubi. Powiedz, Dany, czemu ci durnie w szkole mnie nie lubią?
-Ponieważ w swej głupocie nie są w stanie ogarnąć twojego geniuszu –odpowiedziała.
-Dokładnie, siostro. Mnie też tak się wydaje. Co oni sobie myślą! Niedługo obudzą smoka. A tego nikt by nie chciał, prawda?
-Prawda- przytaknęła Dany.
Viserys westchnął ciężko i upił łyk herbaty. Skrzywił się z obrzydzeniem i odstawił kubek na stół.
-To jest zimne- powiedział z wyrzutem. –Zrób mi nową.
-Dobrze.
Dany wstała i szybko zabrała się za przygotowywanie herbaty. Ona na pewno nie chciała, jak to mawiał Viserys, obudzić smoka. Wiedziała, że podnoszenie ciśnienia wariatom nie kończy się dobrze.
-Czarną, czy zieloną? –spytała, włączając czajnik.
-Czerwoną. Albo nie, karmelową.
-Nie ma. Skończyła się.
-To fatalnie. Dlaczego zawsze kiedy nie mam ochoty na karmelową herbatę, ona jest w domu, a akurat dzisiaj, akurat tego feralnego dnia, zabrakło jej?
Dany przewróciła oczami.
-Normalnie kazałbym ci iść do sklepu, ale dziś będę łaskawy.
-Chętnie po nią pójdę –ofiarowała się Dany, gdyż w braku herbaty dostrzegła możliwość uwolnienia się od towarzystwa Viserysa.
-Nie, nie idź. Pada- dziewczyna ze zdumieniem spojrzała na brata. Od kiedy to obchodzą go takie szczegóły? –Poza tym, potrzebuję twojej rady.
Bezczelne wykorzystywanie siostry. Jakby w ogóle go obchodziło, co ona myśli. Miała tylko przytakiwać. Nie mogłą doczekać się momentu, kiedy Viserys pójdzie na studia i wyjedzie. Albo znajdzie sobie dziewczynę, ożeni się i wyprowadzi. Wprawdzie nie potrafiła wyobrazić sobie dziewczyny, która by chciała poślubić jej brata, ale każda możliwość, w wyniku której Viserys odjeżdża w siną dal, była jej marzeniem.
„Zaparzę zieloną, dobrze mu zrobi” postanowiła.
-Co mam zrobić, żeby ci niedorozwinięci, proletariaccy ćwierćinteligenci mnie polubili? Albo chociaż szanowali. No, właściwie wystarczyłoby, żeby mnie zauważyli.
„Umrzeć” pomyślała Dany, ale stwierdziła, że mówienie tego może być niebezpieczne.
-Po prostu bądź sobą –uśmiechnęła się.
-To nie działa –zapłakał rzewnie Viserys. -Nie mogłabyś mnie poznać ze swoimi koleżankami?
-Nie! –odpowiedziała natychmiast. Zaraz pożałowała tej spontaniczności, bowiem Viserys spojrzał na nią gniewnym wzrokiem. A od gniewnego wzroku tylko krok do obudzenia smoka.
-Widzisz, one nie zasłużyły na kogoś tak wspaniałego jak ty. One…- w panice usiłowała wymyślić jakąś wymówkę. –Wolałabym, żebyś nikomu tego nie mówił, ale są strasznymi idiotkami. I do tego mają problemy z artykulacją! –dodała w chwili natchnienia.
-Wiem, że nie są mnie godne –powiedział z rozdrażnieniem. –Ale nie jestem głupi.
Dany miała na ten temat inne zdanie.
-Muszę zacząć od małych kroczków. Takich jak poznawanie twoich przygłupich koleżanek –kontynuował, machając łyżeczką. -Rozumiesz, kochana siostrzyczko? –dodał miękko.
Dany przeszedł po plecach nieprzyjemny dreszcz.
-To naprawdę nie jest towarzystwo dla ciebie. Są głośne i denerwujące. Jeszcze by obudziły smoka.
-Tak sądzisz? -zmartwił się.
Dany kiwnęła głową.
-Szkoda. Chciałbym mieć przyjaciół –wyznał żałośnie.
-Braciszku, to nie twoja wina. Osobowościom wybitnym, takim jak ty, często dokucza samotność.
-Wiem o tym, ale słaba to pociecha.
-Może koledzy Rhaegara będą odpowiedni?
-Może –powiedział Viserys, tępo wpatrując się w stół. –Myślisz, że oni się będą denerwujący? Bo jak o tym myślę, to zaczynam się bać. Są więksi ode mnie.
-Nie przejmuj się, braciszku, po prostu bądź sobą, a wszystko się ułoży –powiedziała, stawiając przed nim herbatę. Momentalnie stracił zainteresowanie jej osobą i zajął się błękitnym kubeczkiem w zielone, żółte i pomarańczowe smoki.
-Tak, tak, na pewno masz rację. A teraz idź, smok musi pomyśleć.
Dany uradowana wyszła. Viserys znowu został sam ze swoimi przemyśleniami. Co powinien zaśpiewać? Co zatańczyć? Był pewien, że musi być to coś niebanalnego, zaskakującego. Musi sprawić, by członkom jury zaparło dech w piersiach. Pomysł, który jeszcze kilka dni temu wydawał się być przepustka do szkolnej sławy, teraz budził niepewność. A co, jeśli się potknie? Albo straci głos, zafałszuje przy wysokim C, zaplącze się w kurtyny, lub spadnie na niego fortepian? Do tego nie mógł dopuścić! Wszystko ma być perfekcyjne. Od piosenki poczynając, poprzez taniec i strój, na fryzurze kończąc.
Jęknął, ale zaraz tego zaprzestał, gdyż brzmiało to żałośnie. Jęki zdecydowanie nie są czymś godnym smoka.
-Boję się, że jednak mnie nie wezmą do tego musicalu –poskarżył się kubkowi herbaty, ale on mu nie odpowiedział.
Do kuchni weszła Daenerys. Na widok swojego brata lekko się skrzywiła, ale nie odezwała się. Wyglądało na to, że nie był w nastroju na pogawędki, a z doświadczenia wiedziała, że lepiej go nie denerwować. Szybko wzięła z lodówki jogurt dietetyczny i chwyciwszy łyżeczkę, spróbowała niepostrzeżenie wymknąć się z kuchni. Niestety, plan zawiódł.
-Dany!
Dziewczyna westchnęła i niezadowolona odwróciła się.
-Tak?
-Jestem taki biedny i nieszczęśliwy. Usiądź, porozmawiamy trochę.
Daenerys przebiegł dreszcz po plecach. Rozmawiać? Z nim?
-Dobrze –powiedziała i pełna najgorszych obaw usiadła przy stole. Chciała zacząć jeść jogurt, ale nie była pewna, czy to nie zdenerwuje Viserysa.
-Widzisz, siostrzyczko, jestem chyba najnieszczęśliwszą osobą w naszej szkole. Jeśli nie w całym mieście. Albo i kraju.
„Tak, to już słyszałam” pomyślała Dany, ale nie powiedziała tego na głos, jedynie pokiwała głową ze zrozumieniem. Jakkolwiek jej brat był irytujący i żałosny, wiedziała, że denerwowanie go nie jest dobrym pomysłem.
-Nikt mnie nie lubi. Powiedz, Dany, czemu ci durnie w szkole mnie nie lubią?
-Ponieważ w swej głupocie nie są w stanie ogarnąć twojego geniuszu –odpowiedziała.
-Dokładnie, siostro. Mnie też tak się wydaje. Co oni sobie myślą! Niedługo obudzą smoka. A tego nikt by nie chciał, prawda?
-Prawda- przytaknęła Dany.
Viserys westchnął ciężko i upił łyk herbaty. Skrzywił się z obrzydzeniem i odstawił kubek na stół.
-To jest zimne- powiedział z wyrzutem. –Zrób mi nową.
-Dobrze.
Dany wstała i szybko zabrała się za przygotowywanie herbaty. Ona na pewno nie chciała, jak to mawiał Viserys, obudzić smoka. Wiedziała, że podnoszenie ciśnienia wariatom nie kończy się dobrze.
-Czarną, czy zieloną? –spytała, włączając czajnik.
-Czerwoną. Albo nie, karmelową.
-Nie ma. Skończyła się.
-To fatalnie. Dlaczego zawsze kiedy nie mam ochoty na karmelową herbatę, ona jest w domu, a akurat dzisiaj, akurat tego feralnego dnia, zabrakło jej?
Dany przewróciła oczami.
-Normalnie kazałbym ci iść do sklepu, ale dziś będę łaskawy.
-Chętnie po nią pójdę –ofiarowała się Dany, gdyż w braku herbaty dostrzegła możliwość uwolnienia się od towarzystwa Viserysa.
-Nie, nie idź. Pada- dziewczyna ze zdumieniem spojrzała na brata. Od kiedy to obchodzą go takie szczegóły? –Poza tym, potrzebuję twojej rady.
Bezczelne wykorzystywanie siostry. Jakby w ogóle go obchodziło, co ona myśli. Miała tylko przytakiwać. Nie mogłą doczekać się momentu, kiedy Viserys pójdzie na studia i wyjedzie. Albo znajdzie sobie dziewczynę, ożeni się i wyprowadzi. Wprawdzie nie potrafiła wyobrazić sobie dziewczyny, która by chciała poślubić jej brata, ale każda możliwość, w wyniku której Viserys odjeżdża w siną dal, była jej marzeniem.
„Zaparzę zieloną, dobrze mu zrobi” postanowiła.
-Co mam zrobić, żeby ci niedorozwinięci, proletariaccy ćwierćinteligenci mnie polubili? Albo chociaż szanowali. No, właściwie wystarczyłoby, żeby mnie zauważyli.
„Umrzeć” pomyślała Dany, ale stwierdziła, że mówienie tego może być niebezpieczne.
-Po prostu bądź sobą –uśmiechnęła się.
-To nie działa –zapłakał rzewnie Viserys. -Nie mogłabyś mnie poznać ze swoimi koleżankami?
-Nie! –odpowiedziała natychmiast. Zaraz pożałowała tej spontaniczności, bowiem Viserys spojrzał na nią gniewnym wzrokiem. A od gniewnego wzroku tylko krok do obudzenia smoka.
-Widzisz, one nie zasłużyły na kogoś tak wspaniałego jak ty. One…- w panice usiłowała wymyślić jakąś wymówkę. –Wolałabym, żebyś nikomu tego nie mówił, ale są strasznymi idiotkami. I do tego mają problemy z artykulacją! –dodała w chwili natchnienia.
-Wiem, że nie są mnie godne –powiedział z rozdrażnieniem. –Ale nie jestem głupi.
Dany miała na ten temat inne zdanie.
-Muszę zacząć od małych kroczków. Takich jak poznawanie twoich przygłupich koleżanek –kontynuował, machając łyżeczką. -Rozumiesz, kochana siostrzyczko? –dodał miękko.
Dany przeszedł po plecach nieprzyjemny dreszcz.
-To naprawdę nie jest towarzystwo dla ciebie. Są głośne i denerwujące. Jeszcze by obudziły smoka.
-Tak sądzisz? -zmartwił się.
Dany kiwnęła głową.
-Szkoda. Chciałbym mieć przyjaciół –wyznał żałośnie.
-Braciszku, to nie twoja wina. Osobowościom wybitnym, takim jak ty, często dokucza samotność.
-Wiem o tym, ale słaba to pociecha.
-Może koledzy Rhaegara będą odpowiedni?
-Może –powiedział Viserys, tępo wpatrując się w stół. –Myślisz, że oni się będą denerwujący? Bo jak o tym myślę, to zaczynam się bać. Są więksi ode mnie.
-Nie przejmuj się, braciszku, po prostu bądź sobą, a wszystko się ułoży –powiedziała, stawiając przed nim herbatę. Momentalnie stracił zainteresowanie jej osobą i zajął się błękitnym kubeczkiem w zielone, żółte i pomarańczowe smoki.
-Tak, tak, na pewno masz rację. A teraz idź, smok musi pomyśleć.
Dany uradowana wyszła. Viserys znowu został sam ze swoimi przemyśleniami. Co powinien zaśpiewać? Co zatańczyć? Był pewien, że musi być to coś niebanalnego, zaskakującego. Musi sprawić, by członkom jury zaparło dech w piersiach. Pomysł, który jeszcze kilka dni temu wydawał się być przepustka do szkolnej sławy, teraz budził niepewność. A co, jeśli się potknie? Albo straci głos, zafałszuje przy wysokim C, zaplącze się w kurtyny, lub spadnie na niego fortepian? Do tego nie mógł dopuścić! Wszystko ma być perfekcyjne. Od piosenki poczynając, poprzez taniec i strój, na fryzurze kończąc.
Jęknął, ale zaraz tego zaprzestał, gdyż brzmiało to żałośnie. Jęki zdecydowanie nie są czymś godnym smoka.
Proponuję, żeby Visek zaśpiewał jakąś piosenkę o smokach. Może motyw z "Tabalugi"? A Dany głupia jest. I jej kumpele też. I niegodne SMOKA!
OdpowiedzUsuńTo jest świetne, tylko szkoda, że tak mało :( Uwielbiam warstwę językową tej opowieści oraz pogłębioną psychologię postaci. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Niech Viserys pójdzie na to przesłuchanie i da taki popis, że jurorom peruki zdmuchnie!
OdpowiedzUsuńDobre. Szkoda tylko, że pewnie szybko się skończy. ;)
OdpowiedzUsuńNiech Viserys zaśpiewa Dragon Balla! To o smokach!
OdpowiedzUsuńA mówiłam, żeby zaśpiewał coś Dragonforce'a! :< zi
OdpowiedzUsuńLepiej niż poprzednio :D Ten chłopak jest niesamowity. Swoją droga mam nadzieję, że w końcu zobaczę "smoka" :D
OdpowiedzUsuń