Na obiad
były naleśniki z jagodami.
„Plebejskie jedzenie” pomyślał z pogardą Viserys Targaryen, wbijając w naleśnika plastikowy widelec. „Ale trzeba przyznać, że smaczne.”
Viserys był osobowością nieprzeciętną, rzec by można, że wręcz wybitną. Osoby takie często bywają niezrozumiane i odrzucone przez społeczeństwo. Dlatego właśnie spożywał posiłek w samotności, rzucając w stronę innych uczniów nienawistne spojrzenia. Niestety, nikt ich nie odwzajemniał. Czuł się rozczarowany. Wiedział, że jako postać ponadprzeciętna i nietuzinkowa może nie wzbudzać powszechnej sympatii. Wiadomo przecież, że przy tak wyrazistej osobowości znajdą się osoby zazdrosne o jej przymioty. Zawistne spojrzenia byłyby zrozumiałe. Jednak brak reakcji był najgorszą możliwością. Znaczyło to, że tak naprawdę nikogo nie obchodziła jego wyraźnie ukierunkowana niechęć, i dla szkolnego społeczeństwa stanowił zaledwie część szarej masy. Tła, na którym świeciły takie gwiazdy jak Thor Odinson, kapitan szkolnej drużyny futbolowej, czy Renly Baratheon, najpopularniejszy chłopak w szkole (Viserys nie wiedział, dlaczego Renly był lubiany, stanowiło to jednak niepodważalny fakt).
Stwierdził, że emanowanie nienawiścią w ich stronę nie daje efektu. Odwrócił się więc. Wzrok jego padł na stolik, przy którym siedziała grupka rozchichotanych dziewczyn- cheerleaderek. Zapewne rozmawiały o Thorze. Żałosne. Co najgorsze, znajdowała się wśród nich jego młodsza siostra, Daenerys. Nieopodal siedział jego brat Rhaegar, melancholijnie trącając struny gitary. Jak zwykle zebrał się wokół niego tłum wielbicielek. Viserysowi po raz kolejny w życiu przemknęła przez głowę myśl, że jest adoptowany.
Tak naprawdę, w Zespole Szkół nr 1 im. Aemona Smoczego Rycerza kto inny był adoptowany. Brat Thora- Viserys nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywał. Kiedy chłopak odkrył prawdę o swoim pochodzeniu, wybuchła niezła afera, szczególnie, że było to na imprezie, którą organizował jego braciszek. Viserys żałował, że go tam nie było, niestety z przyczyn mu nieznanych nikt go nigdy nie zapraszał. Nie było to bynajmniej rodzinne, Dany i Rhaegar bywali wszędzie. Wyglądało to na spisek.
Wracając do plotek, jakkolwiek nie był zainteresowany tak plebejskimi rozrywkami, to na zadupiu, na jakim przyszło mu mieszkać, nawet tak pospolite rzeczy od czasu do czasu okazywały się ciekawe.
Właściwie nie wiedział, co dokładnie się stało. Nie chciał jednak pytać, gdyż wszyscy sprawiali wrażenie, jakby wiedzieli. Postanowił się nie ośmieszać. Poza tym, szansa na to, że ktoś by mu odpowiedział, była minimalna.
Dokończył posiłek, wstał i podniósł zupełnie nieekologiczne jednorazowe sztućce i równie nieekologiczny papierowy talerzyk, by wrzucić je do kosza. Jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie.
„Nie będę tego odnosił. Niech ktoś inny zrobi to za mnie” pomyślał buntowniczo i, zadowolony, wyszedł.
Przed stołówką natknął się na hordę gimnazjalistów. Nie rozumiał namiętności tej dzieciarni do szkolnych obiadów. Tłoczenie się przed wejściem było zdecydowanie niehigieniczne. Niehigieniczne było również przepychanie się przez tłum, ale nie miał wyboru. Kiedy wreszcie wydostał się na otwartą przestrzeń, odetchnął z ulgą. Już połowa dzisiejszych kontaktów z plebsem za nim. Jeszcze tylko wyjście ze szkoły, i do jutrzejszego ranka nie będzie musiał się ocierać o żadnych spoconych nastolatków.
Szedł smętnie powłócząc nogami, cudem unikając śmierci z rąk Aryi Stark, która właśnie przemierzała szkolny korytarz na deskorolce. I wtedy zobaczył TO- ogłoszenie. Przystanął, niepewnie się rozejrzał i powoli zbliżył do niego. Wydrukowane było na całkiem ładnym, gdyby nie jego liliowa barwa, papierze i przyozdobione złotymi gwiazdkami. Wielki, pogrubiony napis (Times New Roman, rozmiar co najmniej 54) głosił: PRZESŁUCHANIA. Poniżej, już niego mniejszą, ale wciąż majestatyczną czcionką, zamieszczony był tekst. Viserys przeczytał pierwszą linijkę.
„Umiesz śpiewać i tańczyć?”
„Umiem” odpowiedział w myślach i spojrzał jeszcze niżej.
„Chciałbyś coś zmienić w swoim życiu?”
„Chciałbym” przytaknął, i z zapartym tchem czytał dalej.
„Jeśli tak, zapraszamy na przesłuchania do szkolnego musicalu! Będą odbywały się przez cały dzień 23 września na auli. Przyjdź i olśnij jury!”
„Pójdę tam” pomyślał Viserys. „Pójdę i pokażę im, co potrafi smok.”
Zapewne kontemplowałby plakat dłużej, gdyby ktoś go brutalnie nie odepchnął. Viserys obdarzył bezczelnego ucznia swoim najbardziej zagniewanym wzrokiem. Jak on śmiał go pchnąć! Zawrzał w nim gniew, chłopak obudził smoka! Niestety, jak zwykle został zignorowany, nawet kiedy już się odezwał, żeby w odpowiednim momencie przejść do krzyku (ostatecznie uznał, że krzyczeć jednak nie będzie).
Chłopak, Viserys stwierdził, że go kojarzy, miał coś wspólnego z samorządem, albo gazetką, nawet na niego nie spojrzał, tylko zerknął na ogłoszenie (JEGO ogłoszenie, JEGO szansę) i odwrócił się w przeciwnym kierunku, usłyszawszy, że ktoś go woła.
-Petyr! –z końca korytarza rozległ się przyjemny, na ile Viserys mógł ocenić w tym zgiełku, głos, a zaraz potem zobaczył jego właściciela. Jeśli dobrze rozpoznawał, był to adoptus.
-Chodź tu –odkrzyknął Petyr, zwany przez wszystkich Littlefingerem (Viserys raczej nie chciał znać genezy tego przezwiska) –To mogłoby ci się spodobać.
Młodzieniec, dosyć wysoki, o szczupłej sylwetce, podszedł energicznym krokiem i spojrzał na plakat (jego, Viserysa, plakat!). Pokiwał głową i odwrócił się w stronę Petyra.
-Pójdę. To mogłoby być ciekawe.
-Nie sądzę. Chodźmy już, muszę od kogoś odpisać chemię.
Adoptus uczynił krok do przodu i zatrzymał się. Zmarszczył brwi i popatrzył na Viserysa.
-A tak właściwie, dlaczego ty tu leżysz? –zapytał.
Viserys, niemal jęty szałem i furią, podniósł się z podłogi. Co za upokorzenie.
„Plebejskie jedzenie” pomyślał z pogardą Viserys Targaryen, wbijając w naleśnika plastikowy widelec. „Ale trzeba przyznać, że smaczne.”
Viserys był osobowością nieprzeciętną, rzec by można, że wręcz wybitną. Osoby takie często bywają niezrozumiane i odrzucone przez społeczeństwo. Dlatego właśnie spożywał posiłek w samotności, rzucając w stronę innych uczniów nienawistne spojrzenia. Niestety, nikt ich nie odwzajemniał. Czuł się rozczarowany. Wiedział, że jako postać ponadprzeciętna i nietuzinkowa może nie wzbudzać powszechnej sympatii. Wiadomo przecież, że przy tak wyrazistej osobowości znajdą się osoby zazdrosne o jej przymioty. Zawistne spojrzenia byłyby zrozumiałe. Jednak brak reakcji był najgorszą możliwością. Znaczyło to, że tak naprawdę nikogo nie obchodziła jego wyraźnie ukierunkowana niechęć, i dla szkolnego społeczeństwa stanowił zaledwie część szarej masy. Tła, na którym świeciły takie gwiazdy jak Thor Odinson, kapitan szkolnej drużyny futbolowej, czy Renly Baratheon, najpopularniejszy chłopak w szkole (Viserys nie wiedział, dlaczego Renly był lubiany, stanowiło to jednak niepodważalny fakt).
Stwierdził, że emanowanie nienawiścią w ich stronę nie daje efektu. Odwrócił się więc. Wzrok jego padł na stolik, przy którym siedziała grupka rozchichotanych dziewczyn- cheerleaderek. Zapewne rozmawiały o Thorze. Żałosne. Co najgorsze, znajdowała się wśród nich jego młodsza siostra, Daenerys. Nieopodal siedział jego brat Rhaegar, melancholijnie trącając struny gitary. Jak zwykle zebrał się wokół niego tłum wielbicielek. Viserysowi po raz kolejny w życiu przemknęła przez głowę myśl, że jest adoptowany.
Tak naprawdę, w Zespole Szkół nr 1 im. Aemona Smoczego Rycerza kto inny był adoptowany. Brat Thora- Viserys nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywał. Kiedy chłopak odkrył prawdę o swoim pochodzeniu, wybuchła niezła afera, szczególnie, że było to na imprezie, którą organizował jego braciszek. Viserys żałował, że go tam nie było, niestety z przyczyn mu nieznanych nikt go nigdy nie zapraszał. Nie było to bynajmniej rodzinne, Dany i Rhaegar bywali wszędzie. Wyglądało to na spisek.
Wracając do plotek, jakkolwiek nie był zainteresowany tak plebejskimi rozrywkami, to na zadupiu, na jakim przyszło mu mieszkać, nawet tak pospolite rzeczy od czasu do czasu okazywały się ciekawe.
Właściwie nie wiedział, co dokładnie się stało. Nie chciał jednak pytać, gdyż wszyscy sprawiali wrażenie, jakby wiedzieli. Postanowił się nie ośmieszać. Poza tym, szansa na to, że ktoś by mu odpowiedział, była minimalna.
Dokończył posiłek, wstał i podniósł zupełnie nieekologiczne jednorazowe sztućce i równie nieekologiczny papierowy talerzyk, by wrzucić je do kosza. Jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie.
„Nie będę tego odnosił. Niech ktoś inny zrobi to za mnie” pomyślał buntowniczo i, zadowolony, wyszedł.
Przed stołówką natknął się na hordę gimnazjalistów. Nie rozumiał namiętności tej dzieciarni do szkolnych obiadów. Tłoczenie się przed wejściem było zdecydowanie niehigieniczne. Niehigieniczne było również przepychanie się przez tłum, ale nie miał wyboru. Kiedy wreszcie wydostał się na otwartą przestrzeń, odetchnął z ulgą. Już połowa dzisiejszych kontaktów z plebsem za nim. Jeszcze tylko wyjście ze szkoły, i do jutrzejszego ranka nie będzie musiał się ocierać o żadnych spoconych nastolatków.
Szedł smętnie powłócząc nogami, cudem unikając śmierci z rąk Aryi Stark, która właśnie przemierzała szkolny korytarz na deskorolce. I wtedy zobaczył TO- ogłoszenie. Przystanął, niepewnie się rozejrzał i powoli zbliżył do niego. Wydrukowane było na całkiem ładnym, gdyby nie jego liliowa barwa, papierze i przyozdobione złotymi gwiazdkami. Wielki, pogrubiony napis (Times New Roman, rozmiar co najmniej 54) głosił: PRZESŁUCHANIA. Poniżej, już niego mniejszą, ale wciąż majestatyczną czcionką, zamieszczony był tekst. Viserys przeczytał pierwszą linijkę.
„Umiesz śpiewać i tańczyć?”
„Umiem” odpowiedział w myślach i spojrzał jeszcze niżej.
„Chciałbyś coś zmienić w swoim życiu?”
„Chciałbym” przytaknął, i z zapartym tchem czytał dalej.
„Jeśli tak, zapraszamy na przesłuchania do szkolnego musicalu! Będą odbywały się przez cały dzień 23 września na auli. Przyjdź i olśnij jury!”
„Pójdę tam” pomyślał Viserys. „Pójdę i pokażę im, co potrafi smok.”
Zapewne kontemplowałby plakat dłużej, gdyby ktoś go brutalnie nie odepchnął. Viserys obdarzył bezczelnego ucznia swoim najbardziej zagniewanym wzrokiem. Jak on śmiał go pchnąć! Zawrzał w nim gniew, chłopak obudził smoka! Niestety, jak zwykle został zignorowany, nawet kiedy już się odezwał, żeby w odpowiednim momencie przejść do krzyku (ostatecznie uznał, że krzyczeć jednak nie będzie).
Chłopak, Viserys stwierdził, że go kojarzy, miał coś wspólnego z samorządem, albo gazetką, nawet na niego nie spojrzał, tylko zerknął na ogłoszenie (JEGO ogłoszenie, JEGO szansę) i odwrócił się w przeciwnym kierunku, usłyszawszy, że ktoś go woła.
-Petyr! –z końca korytarza rozległ się przyjemny, na ile Viserys mógł ocenić w tym zgiełku, głos, a zaraz potem zobaczył jego właściciela. Jeśli dobrze rozpoznawał, był to adoptus.
-Chodź tu –odkrzyknął Petyr, zwany przez wszystkich Littlefingerem (Viserys raczej nie chciał znać genezy tego przezwiska) –To mogłoby ci się spodobać.
Młodzieniec, dosyć wysoki, o szczupłej sylwetce, podszedł energicznym krokiem i spojrzał na plakat (jego, Viserysa, plakat!). Pokiwał głową i odwrócił się w stronę Petyra.
-Pójdę. To mogłoby być ciekawe.
-Nie sądzę. Chodźmy już, muszę od kogoś odpisać chemię.
Adoptus uczynił krok do przodu i zatrzymał się. Zmarszczył brwi i popatrzył na Viserysa.
-A tak właściwie, dlaczego ty tu leżysz? –zapytał.
Viserys, niemal jęty szałem i furią, podniósł się z podłogi. Co za upokorzenie.
Już lofciam Viseryska, jest taki seksowny a zarazem meśki i tak super przejmująco opisujesz jego cierpianie, normalnie się czuję jakbym czuła to samo!
OdpowiedzUsuńDawno się tak nie ubawiłam :) Czekam na nexta! :*:****
Wspaniałe opowiadanie, czekam na nexta! Jak oni mogą iść na JEGO przesłuchanie i JEGO szanse na sukces! Podłe świnie i szmaty!
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie, mam nadzieję, że Viserys wykorzysta szansę swojego życia! Ciekawi mnie też wątek adoptowanego brata Thora! Pisz dużo, czekam na next!
OdpowiedzUsuń[konstruktywny komentarz] Kwiiiii! Więcej, więcej, dawaj więcej! [/konstruktywny komentarz]
OdpowiedzUsuńTo jest piękne. Nie znam się zupełnie na Grze o Tron, ale sposób, w jaki to przedstawiasz... <3, :*, (_)] - emotikonów nie starcza. Long story short: biedny Viserys, oni w ogóle się nie przejmują tym, jak on nimi gardzi! Zimne dranie... I w ógóle ten cały pomysł z umiejscowieniem akcji w szkole jest eugienialny! Życzę dużego zasobu weny, bo chcę więcej!
OdpowiedzUsuńObiecany komentarz! Nie przeczytam od nowa , bo czekają na mnie simsy, ale komć będzie <3 zi
OdpowiedzUsuńMusze przyznać, że zajebiste opowiadanko się tu szykuje. Viserys jest tak antypatyczny, że aż nie da się go nie lubić :D
OdpowiedzUsuńZ pewnością przeczytam następne i będę śledził jego przygody :)