sobota, 25 maja 2013

Rozdział 10

Myśląc o Stannisie Baratheonie, Loras sprowadzał wszystko do trzech prostych rzeczy: fanatyk religijny, nieszkodliwy nudziarz, w przyszłości pewnie wyłysieje. Nie uważał, by musiał poświęcać więcej uwagi bratu swojego chłopaka, bo i po co? Owszem, twierdził on, że Loras zwiódł Renly’ego na „drogę grzechu i rozpusty” i nie omieszkał mu o tym przypominać przy każdym spotkaniu, ale było to raczej zabawne. Renly w pełni podzielał jego zdanie i razem doskonale bawili się kosztem Stannisa.
Dlatego nawet nie był zdziwiony, gdy zobaczył Stannisa stojącego z wielkim transparentem pod szkołą , wykrzykującego prawicowe hasła i rozdającego ulotki kompletnie niezainteresowanym, zaspanym jeszcze uczniom.
-Cześć, Stasiu- przywitał się. –Co to takiego?
-Ulotki mające na celu uświadomić młodzieży, jakim złem jest sodomia, oddawanie się niewłaściwym osobom i życie w grzechu, oraz, że jedyną szansą na szczęście jest kroczenie drogą czystości i dobra.
Loras pokiwał mądrze głową.
-To brzmi jak coś, o czym nie mam ochoty słuchać nawet pięć sekund dłużej –oświadczył, po czym odwrócił się.
-Zaczekaj- Stannis złapał go za ramię.- Masz tu jedną. Albo nie. Weź trzy. 
- Wezmę siedem. – Loras uśmiechnął się szeroko i załapał ulotki. Odchodząc, rzucił jeszcze przez ramię „pa, Stasiu” i posłał mu całusa. Z satysfakcją patrzył na czerwieniejącego ze złości i zawstydzenia Stannisa. Będzie miał o czym opowiedzieć Renly’emu. Już czuł nadchodzącą bekę, z niecierpliwością oczekiwał jego błyskotliwie złośliwych uwag. Niestety, ani w szatni, ani na korytarzu nie udało mu się spotkać swojego lubego, a dzwonek oznajmił, że już najwyższy czas udać się na lekcję biologii.

Viserys Targaryen był gwiazdą. Może nie wielką, ale taką początkującą. Wszystkie pary oczu były skierowane na niego, żadne jego słowo, żaden ruch nie był ignorowany. I co najważniejsze, miał z kim porozmawiać.
-…no i dał mi te ulotki, chcesz jedną? Proszę docenić kunszt photoshopowego artysty zanim wczytasz się w treść. Mam nadzieję, że nie padniesz ze śmiechu –opowiadał z przejęciem Loras.
Viserys wziął kartkę i przeleciał wzrokiem tekst.
 -Co to za głupoty- skrzywił się.
- Nie głupoty, tylko prawda objawiona. Możesz pominąć wstęp, naprawdę zabawny jest trzeci akapit. – Loras ucieszony wskazał odpowiedni ustęp.
- „To, że pedała natychmiast po stosunku nie razi piorun ani mu penis nie usycha natychmiast, nie oznacza, że to, co robi, jest dobre.” – przeczytał Viserys i zamilkł skonsternowany, w szoku wpatrując się w ulotkę, z której mrugał do niego ogień na cześć R'hllora.
- Czyż to nie piękne?
- Nie jest trochę… za dobitne, jak na ulotkę religijną?
- Na każdą inną owszem. – Loras kiwnął głową. – Ale materiały Stannisa są jedyne w swoim rodzaju. Wyjątkowe. Piękne i bezcenne. No, powiedz mi, Viserysku, nie uschnął ci jeszcze penis?
Viserys zacisnął zęby. To był moment, w którym normalnie obudziłby się smok, ale ponieważ to Loras zapytał, Viserys powściągnął złość. Taka jego natura, należy mu wybaczać głupie żarty o seksualnym kontekście.
Niezręczną atmosferę przerwało zjawienie się Lokiego.
-Cześć, Vissie- przywitał się i pocałował Viserysa w policzek. Ten miał nadzieję, że nie skrzywił się za bardzo.
-No, masz swojego lubego. A mój gdzieś się chowa przede mną – Loras z dezaprobatą pokręcił głową.- Pójdę go poszukać. Niech i on się dowie, że jest grzesznikiem.

Niestety, Renly'ego nie było w żadnym z zazwyczaj okupowanych przez niego miejsc. Ani na dziedzińcu, ani w kawiarence, ani w toalecie, ani nawet na stołówce. W końcu zdesperowany Loras zajrzał do biblioteki i tam dopiero odnalazł swojego chłopaka. Nietypowo dla niego, siedział przy stoliku ukrytym za regałem z literaturą gleboznawczą i z uwagą stukał w klawisze swojego maca, co chwilę sprawdzając coś w leżącym obok opasłym tomie.
-Renly- Loras odezwał się po dłuższej chwili. Chłopak oderwał wzrok od kartki i spojrzał na niego bez zainteresowania. –Ty… czytasz książkę. Co się stało?
-Dlaczego miałbym nie czytać –burknął Renly i powrócił do lektury.
-Nigdy dotąd nie robiłeś tego, jeśli nie musiałeś. A teraz czytasz. Co się stało?
Renly wzruszył ramionami.
-Po prostu… po prostu zrozumiałem, że nie przeżywam swojego życia tak, jak powinienem i mój umysł gnije.  Widzisz, już wiem, że zmitrężyłem dotychczasowy żywot. Całe gimnazjum, pół liceum przebalowałem, pozwalając na marnowanie się możliwości, rozkład intelektualny i moralny...
„Rozkład moralny” zaniepokoił Lorasa. Tak trudne słowo jak „mitrężyć” też. Brzmiało jak żywcem wyjęte z jednej z ulotek Stannisa. Indoktrynacja Renly'ego wydawała mu się niemożliwa, ale co, jeśli Stannis odniósł sukces? Nie zamierzał patrzeć na to bezczynnie. Trzeba działać.
-Jeśli ci zależy, w porządku. Będę cię wspierać i co tam jeszcze powinno się robić w takiej sytuacji. - pocałował Renly'ego w policzek, licząc na to, że dalej wszystko samo się ułoży i nie będą musieli rozmawiać na nieprzyjemne tematy, zajęci czymś innym. Swoją drogą, wymienianie się płynami fizjologicznymi w bibliotece byłoby zupełnie nowym doświadczeniem.
Niestety, Renly siedział sztywny jak Stannis (lepszego porównania, uznał Loras, nie uda się znaleźć) i nawet się nie uśmiechnął. Zrezygnowany Loras przysunął sobie krzesło i usiadł obok. Zostaje jeszcze nabijanie się ze Stannisa – to zawsze należało do ich wspólnych zainteresowań. Opowiedział Renly'emu o jego bracie rozdającym pod szkołą ulotki, o transparencie i hasłach, a nawet wyciągnął dowód rzeczowy i przytoczył swój ukochany akapit. Wszystko to na nic. Renly, jak nie on, nie odezwał się nawet słówkiem, nie zaśmiał się. Jedynie z każdym zdaniem wypowiadanym przez Lorasa stawał się coraz bledszy.
-Muszę już iść. - rzucił w końcu, przerywając Lorasowi wywód o naturze usychających członków u homoseksualistów. - Muszę jeszcze porozmawiać z profesor Tully.
- No trudno. To widzimy się po lekcjach?
-Dziś nie mogę. Mam mnóstwo pracy. - Renly, zakłopotany, nie patrzył na Lorasa, zajęty pakowaniem książki i komputera do torby. Zarzucił ją na ramie i nawet nie pocałowawszy Lorasa ruszył do wyjścia.
- To cześć. - rzucił jeszcze przez ramię.
-Cześć- odpowiedział cicho Loras, tępo wpatrując się w blat stołu. Miał nieodparte wrażenie, że traci Renly’ego. I bardzo, ale to bardzo mu się to nie podobało. 




Za zdanie o usychających penisach dziękujemy portalowi fronda.pl

5 komentarzy:

  1. O nie! Jak możecie przerywać w takim momencie! Dawajcie szybko nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdanie o usychających penisach zrobiło mi dzień. <3 zient

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybyłam, by poinformować, że na Pomackamy pojawiła się nareszcie ocena blogaska

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że pojawią się nowe notki. To opowiadanie jest CUDOWNE - przeczytałam całośc, parskając ze śmiechu i plując herbatą na monitor ;) Vissie to od dziś mój idol. Dawno nie czytałam równie dobrej parodii, gratuluję.
    Tindril

    OdpowiedzUsuń